... i 11 pozostałych problemów godnych Herkulesa 2.0.
"(...) łatwo mógł go rozpoznać po tym, jak reaguje na kaprysy Fortuny. Dać mu łut szczęścia a będzie przekonany, że podbił świat; najmniejsze niepowodzenie wtrąci go jednak w najczarniejszą rozpacz. Tam gdzie Rzymianin obliczał prawdopodobieństwa, układał sensowne plany i trzymał się ich na dobre i złe, nieszczęsny dzikus miotany był na lewo i prawo przez nurt wydarzeń..."
środa, 18 maja 2016
czwartek, 12 maja 2016
Proszę, Węgry przodem
Nic o tym zupełnie nie wiedząc Viktor Orban i jego konserwatywny FIDESZ wygrywając w kwietniu 2010 r. wybory sprawił, że Węgry stały się poligonem doświadczalnym dla Polski. Sięgając po władzę absolutną pół dekady przed Jarosławem Kaczyńskim i PIS ustanowił precedensowy schemat postępowania dla tych partii i jej liderów, którzy klarowny interes państwa stawiają wysoko ponad niedoprecyzowanym interesem "wspólnoty".
Kiedy w latach 2007 - 2009 przez światowe rynki przetacza się płaczliwy jęk zawodu spadających cen
zarówno Budapeszt jak i Warszawa tańczą w jednakowym rytmie marsza pogrzebowego. Za wyjątkiem melodii, w latach 2009 - 2010 nic się nie zmienia. Ta tylko porzuca przygnębiającą tonację molową i nabiera zdecydowanego wigoru. Jednak w tym samym roku coś się w końcu wydarza. Dotychczas świetnie ze sobą zgrani partnerzy nagle zaczynają sobie deptać po palcach. Tracą wyczucie rytmu i każde zaczyna ciągnąć w swoją stronę.
Pod koniec kwietnia 2010 r. na Węgrzech zmienia się władza. Socjaliści tracą mandat do rządzenia na rzecz prawicowych konserwatystów. Co jednak szokuje rynki to nie fakt oczekiwanej zmiany sternika, lecz niespotykana w świecie żywych demokracji skala poparcia dla nowego rządu, który w wyborach uzyskuje ponad 50%-ową społeczną legitymizację. Wraz z nią węgierskie rynki zaczynają tonąć w powodzi niepewności.
Zaledwie rok później rząd przechodzi chrzest bojowy. Na przełomie 2011 i
2012 r. w krótkim, zakontraktowanym na 4-rundy pojedynku ugina się pod
naporem ciosów otrzymanych ze strony agencji ratingowych. Przegrawszy
rundy listopadową, grudniową i styczniową mocno chwieje się na
nadwątlonych finansowo nogach. Ale nie daje się powalić na deski. Wygrywa decydujące starcie i całą walkę przez TKO. Węgierski indeks potrzebuje dwóch tygodni by powrócić do poziomów poprzedzających nierówne starcie.
Po 6 latach indeks naddunajskiej giełdy odzyskuje ziemie utracone w 2010 r., zostawiając w tyle niejeden "posłuszny" rynek. To 6 lat, w czasie których rząd od początku walczy z gnębiącą rynek finansowy niepewnością. Bezkompromisowo (ma większość absolutną i pełną legitymację społeczną) przeprowadza reformy, które giełdzie się nie podobają, ale też wcale nie muszą. Następnie reguluje prawo ze stopnia najwyższej ustawy włącznie i z rozmachem rozprawia z trapiącymi Węgrów kredytowymi problemami. To 6 lat, które w końcu przynoszą spektakularne efekty umacniając wewnętrznie państwo do poziomu niereprezentowanego przez któregokolwiek spośród świeżych członków Unii Europejskiej XXI w.
PIS podążą przetartym i dobrze rozpoznanym szlakiem. Podobnie inwestorzy, którzy na węgierskie deja-vu odpowiadają wypracowanymi wzorcami zachowań. Gdyby w świecie finansów władzę absolutną sprawowała polityka, należałoby się spodziewać mniej-więcej 5-letniego poślizgu pomiędzy wykresami giełd krajów, których losy historia od czasu do czasu tak lubi ze sobą wiązać.
Tak jednak nie jest. Również okoliczności są tym razem nieco inne. Przypadek FIDESZ był pionierski w związku z czym towarzyszyła mu wyjątkowa doza niepewności o działania, których się w rzeczywistości podejmie. Skutkowało to pierwszą, płytką, zwiadowczą konstrukcją korygującą 2010 - 2011. PIS jest naśladowcą. Rynek już z grubsza wie czego powinien się spodziewać. I dlatego od razu po porażce murowanego faworyta establishmentu przeszedł do wyprzedzającego "dostosowania". Odmienne jest też środowisko operacyjne. Wtedy np. feedback ze strony agencji ratingowych nastąpił z większym opóźnieniem, ale za to był bardziej skoncentrowany (choć jak widać i tak nie wywarł na Budapeszcie większego wrażenia i to pomimo degradacji z inwestycyjnej ekstraklasy do spekulacyjnej drugiej ligi). W stosunku do Polski finansowe wyrocznie od trzech literek nie ociągają się już tak długo z cięciami, za to ich decyzje są bardziej rozłożone w czasie. No i oczywiście bohater akcji dysponuje tym razem inną giwerą. FIDESZ z >50%-owym poparciem miał nieograniczony dostęp do arsenału. PIS do użycia broni masowego rażenia kodów od społeczeństwa nie otrzymał, więc i konstytucji nie zmieni.
Przesunięcie sprowadza się więc do pojedynczej formacji korekcyjnej. Tam gdzie BUX wykonał 3 zygzaki (ostatni załamany) WIG20 wyrysował 2. Tam gdzie Węgrzy rysują X Polacy jeszcze kończą I, Y odpowiada W, załamane Z zaś naszemu niedawnemu Y. Zresztą to załamanie w finałowym zygzaku, który na początku ur. zawrócił znad wyznaczonego w 2011 r. ekstremum i z impetem, w atmosferze sceptycyzmu, zwątpienia a później zaskoczenia uderzył w tarabany na znak rozpoczęcia szturmu na pozycje opuszczone 5 lat wcześniej, można utożsamić alternatywnie właśnie z ograniczeniem formacji na W20 do rozbudowanego, podwójnego zygzaka z majestatycznym trójkątem pośrodku.
Deptanie po węgierskich śladach sprowadza się w sumie do 3 analogii: 12-, 11- i 8-miesięcznej. Nie dam głowy, że są one poprawne, i tym bardziej, że nie istnieją inne, jednak właśnie te 3 najbardziej rzucają się w oczy i dają nadzieję na najskuteczniejszą próbę przewidzenia przyszłości.
Podstawowe - 12-miesięczne przesunięcie - dotyczy końca kluczowych fal. Chodzi oczywiście o fale najwyższego w tym trendzie stopnia: I i II. Pozostałych dwóch nie da się przypisać do konkretnych par punktów zwrotnych. Zamiast tego zmiennie określają występowanie drugorzędnych ekstremów. Zmienność ta skłania do wyciągnięcia wniosku, że pierwsza poważniejsza korekta wzrostowego trendu na indeksie WIG20 powinna być symetrycznie (do krótszego w porównaniu z BUX impulsu inicjującego hossę) również krótsza. Przesunięcie pomiędzy indeksami na aktualnym etapie trwałoby więc 8 miesięcy. Przy takiej projekcji powrót do hossy nastąpiłby najpóźniej na samym początku czerwca. Przy czym decyzja Moody's o częściowym opróżnieniu "koryta" z łatwych pieniędzy mogłaby się okazać w bliskiej przyszłości katalizatorem takiego właśnie obrotu spraw. Ostatni (15. lipca) Fitch jedynie ugruntowałby lub tylko chwilowo zachwiał hossą.
Czy narodowościowa polityka i tym razem okaże się skutecznym lekiem na giełdowy letarg i przywróci inwestorom długoterminową wiarę również w nadwiślański rynek finansowy? Na to pytanie odpowie nam sama zainteresowana swym eleganckim, metaforycznym językiem wykresów.
Czy narodowościowa polityka i tym razem okaże się skutecznym lekiem na giełdowy letarg i przywróci inwestorom długoterminową wiarę również w nadwiślański rynek finansowy? Na to pytanie odpowie nam sama zainteresowana swym eleganckim, metaforycznym językiem wykresów.
środa, 4 maja 2016
Wycofanie do obozu trzeciego
Atak na szczyt się nie powiódł. Grupa uderzeniowa dotarła w jego okolice i miała go już w zasięgu wzrok. Niestety komunikaty, które nadeszły ze strony kierownika ekspedycji zawróciły grupę do obozu czwartego i szturm, choć był już bliski celu, załamał się. Co więcej dziś pogoda zaczęła się psuć do tego stopnia, że cała wyprawa rozpoczęła ostrożną rejteradę w kierunku obozu trzeciego.
Na razie nie sposób przewidzieć co dalej czeka ekspedycję, jako że prognozy są sprzeczne a sama pogoda, jak to często bywa w okolicy szczytu, zmienia się jak w kalejdoskopie. Zakładając jednak najgorszy możliwy scenariusz, wyprawę może czekać całkowita niemal kapitulacja i zejście aż do obozu pierwszego. Dokonałaby tego ostrożnie zygzakując po zdradliwej grani zbocza. Możliwe, że dopiero stąd rozpocząłby się atak na poziom 2k.
W dalszej perspektywie nie da się wykluczyć nawet powrotu do bazy zerowej na poziomie 1,65k. W takim wypadku tutaj nastąpiłoby generalne przegrupowanie i tym razem grupa szturmowa uzbrojona w zdobyte doświadczenie i z nowymi zapasami sił, mogłaby częściowo rozpoznanymi już drogami rozpocząć zmasowany atak na rozległy, sięgający nieba łańcuch górski.
Wpierw jednak niezbędna może okazać się wymiana kluczowych członków grupy uderzeniowej, gdyż dwóch liderów pokazało, że nie potrafi ze sobą współpracować. Jeden z nich mocno ciągnął i motywował resztę uczestników wyprawy, podczas gdy drugi wykazywał się wyjątkową niesfornością i siał ferment i zwątpienie pośród reszty 20 osobowej wyprawy. Dopóki główny lider nie uwierzy w jej sukces, dopóty trudno będzie pokładać w niej większe nadzieje.
środa, 27 kwietnia 2016
CD Projekt. Zasłużona euforia
Pamiętam jak pewnego wietrznego jesiennego wieczora 1995r. kupiliśmy nasz pierwszy komputer osobisty. Był to zwykły składak wyposażony w mocarną jak na tamte czasy centralną jednostkę obliczeniową z pionierskiej serii Pentium taktowaną częstotliwością 75 mHz. Wspomagana była kością pamięci RAM o pojemności 8 MB (a może to było 2 x 4 MB?) i kartą graficzną S3Trio z 2MB na pokładzie. Do tego karta dźwiękowa Gravis UltraSound (tani zamiennik dla SoundBlastera:) i pojemny dysk twardy 850 MB. Niewiele więcej od płyty CD, jednak w tamtych czasach przeciętna gra komputerowa mieściła się na kilku dyskietkach 3,5 cala o pojemności 1,44 MB a o oglądaniu filmów czy słuchaniu muzyki nikt nawet nie marzył. Komputer nie był też wyposażony w modem. Internet był równie obecny w świadomości każdego z nas co pomysł organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej na terenie Polski. Był abstrakcyjnym pojęciem, na równi ze smartfonem, empetrójkami i emotkami.
Zakup PeCeta w latach '90 był małym krokiem dla ludzkości, ale za to wielkim skokiem dla rodziny, która dotąd miała do czynienia jedynie z Commodore C64 i jego frustrującym (grrrrr!) magnetofonem.
Ponieważ komputer miał służyć głównie do grania, kupowaliśmy w kiosku na przeciwko gazety, które zajmowały się recenzją gier i pomagały dokonać wyboru. A że dla dzieciaka z podstawówki wydanie kilkunastu złotych kieszonkowego na grę było sporym wydatkiem więc trzeba było inwestować w najlepsze gazety. W końcu nagranie jednej dyskietki było wydatkiem 2 zł a Doom wchodził bodaj na 4, Quake na 10 a Mortal Kombat 3 na 14 dyskietek! Gry można było nagrać niemal w
każdym sklepie komputerowym. W tamtych czasach nikt się nie przejmował prawami autorskimi. Piractwo kwitło w najlepsze a na takiej pokątnej dystrybucji w biały dzień wyrosła
niejedna fortuna :).
Ale wracając do tematu gazet komputerowych - najlepszym w tamtych czasach magazynem był bezapelacyjnie Secret Service (no okej, tak całkiem "bezapelacyjnie" to nie było;). Niemniej to właśnie tu zobaczyłem po raz pierwszy dość skromnie prezentujące się logo CD Projekt, który na łamach czasopisma umieszczał swoje reklamy. Z początku małe czarno-białe notki informujące o istnieniu firmy prędko przeszły w sporej wielkości reklamy-cenniki a w końcu w kolorowe reklamy na całą stronę lub dwie. Ówcześnie był to niewielki, ale błyskawicznie rozwijający się dystrybutor gier komputerowych, którego głównym konkurentem w walce o rynek był IPS Computer Group. Były to czasy gdy polski rynek gier komputerowych praktycznie nie istniał. Praktycznie, bowiem teoretycznie podejmował próby wykrojenia kawałka tortu z tej niewielkiej niszy rozrywkowej, która z kretesem przegrywała walkę o klienta z kasetami VHS z wypożyczalni wideo. Takie tytuły jak "Kajko i Kokosz", "Teenagent", "Franko" czy "Polanie" stworzyły co prawda podwaliny pod przemysł gier video w Polsce i zapisały się w annałach historii, ale był to zarazem ich jedyny sukces.
Ewolucja marketingowa przyspieszona wzrostem reklamowego budżetu
Dzisiaj CD Projekt to polska duma narodowa, prestiżowy trendsetter cyfrowego świata show businessu, którego autorskie produkcje podbijają rynki całego świata i serca graczy w każdym jego zakątku. Tak spektakularny sukces nie jest jednak efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności a wielu lat ciężkiej pracy założycieli firmy, konsekwentnej realizacji ambitnej wizji, idealnego wyczucia kierunków rozwoju rynku i wyjścia na przeciw konsumenckim potrzebom. Trochę też przydały się rodzinne znajomości i zastrzyk darmowych pieniędzy, gdy firma była jeszcze w powijakach.
Marcin Iwiński i Michał Kiciński - twórcy sukcesu CD Projekt, koledzy z licealnej ławki;
tu na targach komputerowych w wieku 23 lat (1997)
tu na targach komputerowych w wieku 23 lat (1997)
Kurs spółki od dna osiągniętego na przełomie 2008 / 2009 r. do dzisiaj zyskał ok. 4.000%, a więc urósł 40-krotnie. To bardzo dużo, jednak jak na upadłego giganta, który niczym Fenix odrodził się z popiołów w 2010r. nie jest to wcale wynik szokujący. To po prostu efekt rosnącego zaufania do zarządzających firmą i rezultat regularnych, lukratywnych cash flowów.
Czy jednak wraz ze zbliżającym się finałem cyfrowej sagi o "Wiedźminie" na spółkę nie spłynie fala niepokoju o jej przyszłość? Jak jeszcze wysoko Fenix się wespnie, nim w końcu rzedniejące, wprowadzające oddychających nim w stan euforii powietrze każe mu obniżyć lot? MirażeFortuny uważają, że już niewiele.
Depresja związana z upadłością Optimusa znalazła swój finał w sądzie w 2010r. kiedy to doszło do połączenia ze spółką CD Projekt, która zresztą w tamtym czasie borykała się z własnymi problemami finansowymi. Na giełdzie przełożyło się to na wyznaczenie historycznego dna nieco ponad rok przed transakcją. Od tego czasu kurs wyrysował 5 fal, z których ostatnia jest u kresu rozwoju.
Wraz z końcem "Wiedźmina" zakończy się trend (?)
Wstępne odbicie było krótkie, zagmatwane i zakończyło się płytką korektą. Po nim nastąpiła znacznie agresywniejsza kontynuacja związana z oczekiwaniem wielkiego komercyjnego sukcesu sequela przygód Geralta z Rivii. Tak się też stało. Korekta w fali czwartej była proporcjonalnie destruktywna do "poprawianego" entuzjazmu impulsu i jednocześnie, zgodnie z regułą zmienności, znacznie gwałtowniejsza od fali drugiej. Od jej zakończenia rynek wszedł w wydłużoną falę piątą - etap odcinania kuponów od starzejącej się serii. Ruch ten trwa już dłużej niż wszystkie poprzednie w tym trendzie razem wzięte. Wydłużenia takie należą do rzadkości, jednak nie stoją w sprzeczności z teorią fal.
Za powyższą interpretacją struktury wykresu spółki przemawia kumulacja tygodniowego RSI oraz wolumenu na przestrzeni 2010 i 11 r. Od tego czasu mamy już tylko do czynienia z narastającą dywergencją pomiędzy kursem a wykupieniem rynku oraz gasnącymi obrotami. Jeżeli cała koncepcja jest poprawna, a wiele wskazuje na to, że tak w istocie jest, to po dopełnieniu się formacji cena w przeciągu paru lat powróci w rejon podfali ii fali 5. w prostym zygzaku ABC.
Układ fal zwiastuje więc zakończenie trendu w niedługim już czasie. Nim to się jednak stanie MirażeFortuny oczekują, że kurs akcji CD Projekt wystrzeli jeszcze jeden raz w finałowym akcie zakupowej euforii. Oczywiście pod warunkiem, że ta się nie załamie pod naporem własnego hurraoptymizmu ;).
* * * * *
Disclaimer
Fale Elliotta to narzędzie, które przeznaczone jest do opisywania zbiorczych indeksów płynnych rynków finansowych. Nie zaleca się jego stosowania w przypadku analiz pojedynczych spółek giełdowych o ograniczonej płynności.
piątek, 22 kwietnia 2016
Obóz przed szturmem na 2k
Choć kapryśne nastroje zadomowiły się ostatnio na rynku na dobre, to MirażeFortuny są zdania, że dobiegają one końca i już wkrótce znajdą swój finał.
Faworyzowana korekta płaska biegnąca przegrała z wersją załamaną z góry (być może też z dołu). Ponieważ kontratak fali B zamanifestował sobą tymczasową słabość rynku nie przebijając szczytu wyznaczonego uprzednio przez impuls, więc oczekuję, że ostatni cios (C) ostatecznie jej dopełni sprowadzając indeks W20 z powrotem w okolicę końca fali A.
W obserwowanej płaskiej najdłuższa jest fala A. Zgodnie z modelem jest ona złożonym zygzakiem. Fala B jest prosta i, co odbiega od modelu, krótsza od A. W tych okolicznościach C
powinno być najkrótszym komponentem - niestandardowym impulsem. Ponieważ jednak nie wygląda on na wzorcowy prosty ruch, ani na TUK, więc zakładam, że jego odszczepieństwo zarysuje
się poprzez wydłużenie i podfali, po której nastąpią proste i coraz krótsze: iii oraz v.
Finalizacji
formacji oczekuję do końca kwietnia. Maj będzie miesiącem bez większych
załamań pogodowych i tym samym dobrą okazją do szturmu na 2k.
piątek, 8 kwietnia 2016
Płaska, czyli kapryśna
Na początkowych etapach rozwoju impulsu statystycznie dominują ostre, głębokie korekty. Jest to naturalnym efektem bezwładności w procesie przejścia z fazy dominacji pewnych nastrojów w przeciwne. Ludzie są zmienni, ale zmiany dokonują się na drodze ewolucji, rzadko rewolucji. Dzieje się to zazwyczaj poprzez proces zbierania doświadczeń i wyciągania wniosków, rzadziej olśnienia. Akceptacja nowego punktu widzenia i przyzwyczajenie się do niego wymaga więc nie tylko intelektualnego wysiłku i zmiany wewnętrznych paradygmatów, ale i czasu.
I tak impuls do zmiany perspektywy postrzegania, myślenia, działania rodzi się w bólu. Także ten elliottowski.
Z czasem przeszkód w akceptacji "nowego" jest coraz mniej i aprobata dla niego przychodzi coraz łatwiej i naturalniej. Zarówno w pojedynczej głowie pioniera, która zdążyła uporać się z argumentami przeciwstawnymi, jak i w szerszej populacji, która przyłącza się i wspiera "nowe" idąc w ślad za trendsetterem. Tak było kiedyś z krzemiennymi narzędziami, uprawą roli i kołem. Tak było później z grecką demokracją, Rewolucją Francuską i atomem. I tak jest dzisiaj z odnawialnymi źródłami energii, internetem i tolerancją.
Na rynkach takie zachowanie materializuje się pod postacią odmienionego kształtu korekty. Wcześniejsze konserwatywne, brutalne zygzaki i ich kombinacje przechodzą w liberalne, łagodne korekty innego typu. Struktury te w elliottowskim żargonie zwane są "płaskimi".
Korekta płaska manifestuje nastroje inwestorów pod postacią relatywnie płytkiej, horyzontalnej, za to rozbudowanej w czasie formacji. Modelowa struktura jest wielką rzadkością na wykresach. Częściej objawia się pod postacią swojego bardziej ułomnego rodzeństwa: agresywnej, biegnącej i rozszerzonej (obustronnie). Ta pierwsza pojawia się, gdy jej wstępna podfala w zbyt łagodny sposób wystudza dominujące nastroje i potrzebne okazuje się pogłębienie korekty. Druga odwrotnie - wygładza w dodatkowym ruchu początkowo naniesioną na wykres poprawkę i to z pułapu przewyższającego ekstremum korygowanego impulsu ustanawiając ostatecznie łagodniejszy finał. Ostatnia charakterystyczna jest dla rynku targanego silnymi sprzecznymi emocjami, gdy żadna ze stron nie chce kompromisu i stara się przeciągnąć większość na swoją stronę.
W korekcie płaskiej fala "a" jest najczęściej szybkim złożonym zygzakiem, fala b prostym, rozbudowanym zygzakiem trwającym nierzadko tyle co "a" i "c" razem wzięte lub nawet dłużej, natomiast "c" to zwodniczy impuls bez wewnętrznych wydłużeń. Impuls ten przyprawia często elliottowców o ból głowy, jako że bywa regularnie błędnie interpretowany jako impuls odwrócenia trendu i w związku z tym winny jest wielu inwestycyjnych porażek i bolesnych kapitałowych strat. O tak, fala płaska potrafi być kapryśna a jej sztuczki potrafią drogo kosztować!
Zdaniem MirażyFortuny wielce prawdopodobne jest, że właśnie obecnie z poziomu 2.000 rynek rysuje taką kapryśną korektę. A że wstępny spadek od szczytu (a) łagodny z całą pewnością nie był, więc rynek daje podpowiedź, że całość przyjmie formę korekty kapryśnej biegnącej. Tym samym brutalna siła pierwszego niemal nokautującego ciosu powinna zostać skontrowana zdecydowaną odpowiedzią (b). Na drugi zaś cios (c) rynek będzie już oczekiwał z podniesioną wysoko gardą i finalne uderzenie większych zniszczeń wyrządzić mu już nie powinno.
sobota, 2 kwietnia 2016
Quo vadis W20?
Od jutra dostępny będzie nowy RAPORT. Znajdzie się w nim dużo na temat kierującego naszym rynkiem impulsu tracącego już powoli siły w tym trwającym ponad 2 miesiące biegu z przeszkodami. Zostanie rozmontowany - rozebrany do ostatniej śrubki - a przyparty do muru, zdradzi swe skrzętnie skrywane tajemnice i przyszłe zamiary.
I to nie wszystko.
I to nie wszystko.
Warunki depozytowe jak poprzednio - ustalone asymetrycznie z korzyścią dla klienta :).
środa, 23 marca 2016
Rysa na szkle
Igrająca z graczami korekta, która właśnie przepuszcza zmasowany szturm na nasz rynek, wychodzi swą osobowością poza schemat oczekiwanych przeze mnie przyspieszających fal motywu i coraz płytszych ruchów kontrujących 1. falę hossy. W związku z naruszeniem spójności śledzonego przeze mnie obrazu rynku przedstawiam teoretyczny scenariusz, w którym na chwilę powrócę do hipotezy "trzeciego zygzaka" w fali II. Nie oznacza to, że ta niewielka niezgodność zmienia moje podejście do rynku. Raczej przypomina jak niesfornie powiązana sprzecznymi interesami grupa potrafi czasem się zachować. Idea ta ma też sporo zwolenników.
Uważam, że nie ma powodów oczekiwać by rynek, który na początku roku oparł się precyzyjnie o bardzo mocne
wsparcie, miał wyznaczyć wkrótce nowe minimum. Do pokazanego na rysunku scenariusza podchodzę więc sceptycznie. Gdyby to jednak miało nastąpić, to trzeci zygzak raczej tylko wyrównałby ekstremum wyznaczone przez
swojego poprzednika. Jeżeli nie, wtedy moja uwaga skierowałaby się w kierunku
88,6% zniesienia fali I.
Ewentualna fala XX mogłaby być płaska. Dotychczasowy ruch od dna liczy sobie 11 fal a więc przypomina jak na razie(!) potrójny zygzak, którego kolejne składowe są coraz krótsze i tym samym tworzyłby on część A konstrukcji XX. Jeszcze parę godzin temu liczyłem po cichu na przyspieszenie wzrostów i swoisty morphing tego złożonego zygzaka w wielokrotnie wydłużony impuls, jednak rynek, na razie na to wygląda, zdecydował inaczej. Choć może powinienem napisać, że wygląda na to "w tym momencie"; a jak wiadomo poddawanie się nastrojowi dnia i jego ekstrapolacja na przyszłość jest na giełdzie zazwyczaj złym pomysłem ;).
Oczywiście póki co to wszystko, to tylko alternatywna i moim zdaniem mało wiarygodna wizja zdarzeń. Piszę o tym bardziej pro forma. Osobiście nadal widzę w całym ruchu od połowy stycznia dość zagmatwaną konstrukcję impulsu, choć dziś już prostszego a więc i potencjalnie słabszego jak jeszcze wczoraj. Popołudniowa, błyskawiczna i nieco apokaliptyczna fala, która właśnie zmiata wszelki krótkoterminowy optymizm z rynku każe ewentualność przedstawionego scenariusza traktować z pewnym, acz bardzo ograniczonym zaufaniem.
Kluczowy opór:
- 1.969,36 (zanegowanie opisanego scenariusza - oczekiwane przeze mnie najpóźniej do prima aprilis).
Kluczowe wsparcia:
- 1.929 - już nadszarpnięte! ouch! (praktyczne, wstępne potwierdzenie przedstawionego scenariusza),
- 1.895,41 (teoretyczne potwierdzenie scenariusza).
sobota, 5 marca 2016
Czas rozliczeń
Tak wyglądała 11. - przedostatnia strona "RAPORTU NR 1" sporządzonego przeze mnie 14. lutego. Wyjaśniałem tu zasady dotyczące kontrowersyjnych kwestii zwrotu depozytu i warunków zamiany w koszt dla klienta, wskazywałem "rekomendowane"* zachowania oraz objaśniałem hierarchię fal.
Jak widać warunki depozytowe zostały ustalone tak, że klient otrzymałby
zwrot już przy 35 punktach spadku, który wystarczyłby, aby zanegować opisane
projekcje: wiodącą i alternatywną, natomiast kosztem stałby się dopiero przy
wzroście o 109 punktów, jako że w dniu zamknięcia RAPORTU
WIG20 wskazywał 1765,53 pkt.
RAPORT został sporządzony "w przededniu" oczekiwanego przez mnie znaczącego wybicia. Jak to opisywałem w poście:
RAPORT został sporządzony "w przededniu" oczekiwanego przez mnie znaczącego wybicia. Jak to opisywałem w poście:
"Najbliższe dni przyniosą zdecydowaną zmianę w postępowaniu inwestorów, a wraz z nią WIG20 ocknie się z dominującej w ostatnich tygodniach niepewności."
Układ fal był tak jednoznaczny, że wręcz "gwarantował" wzrost do poziomu minimum 1.875 pkt.!
Na 7. stronie RAPORTU piszę m.in.:
"Centralna
część tego impulsu będzie SUPERFALĄ. Rozwinie się ona po sforsowaniu szczytu
fali (i). Nastąpi to pod postacią długiej zielonej świecy i będzie znakomitym
momentem do zajmowania długich pozycji na KONTRAKTACH, opcjach typu CALL a
także krótkich na opcjach typu PUT."
Jednak nie do końca spełniło się to czego oczekiwałem. Materializacja prawdziwej wg mojej definicji superfali nie nastąpiła, co jest istotną przesłanką i nie pozostaje bez wpływu na przyszłość trendu. Ścieżka, którą obierze indeks w dłuższej perspektywie czasu będzie więc zmodyfikowana w stosunku do projektowanej przez mnie w pierwszym RAPORCIE. Niemniej świeca z 17. lutego była całkiem pokaźna - najdłuższa od 1050 sesji (w pewnym więc sensie fala była "super" :)).
W poniedziałek 15. lutego w komentarzu do własnego posta podsunąłem moim czytelnikom jeszcze jedną, ostatnią podpowiedź:
W środę indeks W20 zamknął się na poziomie 1.848 pkt.
Wszystko to licząc od momentu "sforsowania szczytu fali (i)", co uważałem za optymalny moment dla otwarcia pozycji, do osiągnięcia wyznaczonego "minimalnego poziomu docelowego", przełożyło się bezpośrednio na 70 punktów zysku na kontraktach. Pojedynczy kontrakt dawał więc 1.400 zł zysku. W rzeczywistości indeks osiągnął pułap maksymalny 1.883 pkt... 8 punktów powyżej wyznaczonej w rezerwowym scenariuszu granicy.
Osobiście uważałem jednak, że marnotrawstwem byłoby rozmienianie unikalnych, bardzo optymistycznych warunków rynkowych na drobne, dlatego skupiłem się w tym czasie na grze opcjami CALL serii B i C. W ciągu paru sesji pozycje długie dały zysk bezwzględny >300%. Jak widać pisząc uprzednio o trzycyfrowych zyskach z opcji nie uciekałem się wcale do rozbudzających wyobraźnię trików, ale właśnie wspomniałem o tym dostrzegając już wtedy nieuchronny tok rozwoju zdarzeń. Niestety nawet mi (to już koniec samouwielbienia ;)) nie udało się wykorzystać potencjału w pełni, gdyż opcje B z racji przedwczesnego zakupu, bliskiego dnia rozliczenia i ekstremalnego ryzyka jakie niosły redukowałem po kosztach a opcje C upłynniłem przegapiając optymalny timing. Niemniej stopa zwrotu osiągnęła bez problemu poziomu ~200%.
...
Jeśli ktoś jest zainteresowany dalszym ciągiem tej historii, której wszyscy jesteśmy uczestnikami a znudziła mu się rola drugoplanowego bohatera ;), można mnie znaleźć pod adresem: mackaronius@gmail.com.
...
Jeśli ktoś jest zainteresowany dalszym ciągiem tej historii, której wszyscy jesteśmy uczestnikami a znudziła mu się rola drugoplanowego bohatera ;), można mnie znaleźć pod adresem: mackaronius@gmail.com.
* * * * *
* Btw. Moim czytelnikom przypominam, że jestem praktykiem fal Elliotta. W związku z tym:
Prezentowane "rekomendacje" nie
opierają się na żadnej profesjonalnej dającej się opisać wzorami matematycznymi metodzie wyceny; nie spełniają też wymienionych w ustawie wymogów i jako takie nie są rekomendacjami w sensie prawnym. Są one jedynie wyrażonymi przez autora opiniami, opierającymi się tylko i wyłącznie na subiektywnej wiedzy i doświadczeniu autora.
Określenia "rekomendacja" nie należy rozumieć jako tożsamego ze zdefiniowanym w adekwatnym akcie prawnym znaczeniu a jedynie jako sformułowanie języka polskiego równoznaczne znaczeniowo i zamienne z pojęciami takimi jak: "opinia", "ocena", "nastawienie", czy "wskazówka".
Autor nie ma żadnego interesu w przekonywaniu czytelników do zajmowania takiej czy innej pozycji na jakimkolwiek instrumencie finansowym.
Określenia "rekomendacja" nie należy rozumieć jako tożsamego ze zdefiniowanym w adekwatnym akcie prawnym znaczeniu a jedynie jako sformułowanie języka polskiego równoznaczne znaczeniowo i zamienne z pojęciami takimi jak: "opinia", "ocena", "nastawienie", czy "wskazówka".
Autor nie ma żadnego interesu w przekonywaniu czytelników do zajmowania takiej czy innej pozycji na jakimkolwiek instrumencie finansowym.
piątek, 4 marca 2016
EM = divErging Markets
Goldman Sachs opublikował niedawno analizę aktualnej sytuacji rynkowej połączoną z prognozami na rok 2016.
Opracowany przez departament ISG rozbudowany raport skupia się głównie
na rynku amerykańskim, jednak porusza również temat inwestycji w
obszarze innych rynków, w tym "emerging markets". I właśnie ten aspekt przykuł w szczególności moją uwagę i skłonił do napisania tego krótkiego tekstu.
Termin został
ukuty w latach '80 przez Bank Światowy, przetrwał jakimś cudem do dziś i ma się wciąż świetnie. Wtedy jednak
świat miał zupełnie inne oblicze. Azjatyckie tygrysy dopiero dobijały się do drzwi
zindustrializowanego świata, państwa bloku sowieckiego rozwijały się
prężnie, ale tylko w ramach socrealistycznej rzeczywistości uwolnionej od wzajemnej konkurencji, dla Chin
zaś perspektywa supermocarstwa była odległą mrzonką, a państwo bardziej niż
na rozwoju skupiało swoje siły na podtrzymaniu wewnętrznej spójności.
Trzydzieści lat później Chiny są blisko przejęcia od USA roli światowego imperium, państwa Europy środkowo - wschodniej zmieniły blok operacyjny i rosną w jego ramach w siłę gospodarczą i polityczną a komputery, telefony i cała elektronika z Korei Południowej (Samsung, LG) czy Tajwanu (ASUS, Acer, HTC) dawno prześcignęła pod względem innowacji, jakości i opłacalności tę produkowaną w kraju kwitnącej wiśni (Sony, Sharp, Toshiba, Panasonic, JVC, Sanyo, Hitachi). Tylko pojęcie "rynków wschodzących", tak bezrefleksyjnie nadużywane również w raporcie GS, nie za bardzo chce się poddać ewolucji.
Powyżej można zobaczyć zestawienie wybranych przeze mnie gospodarek, zaliczanych powszechnie do grona "rynków wschodzących". Jak widać zróżnicowanie w ramach tej klasyfikacji jest ogromne. Wystarczy pobieżna analiza tabeli by zauważyć jak bardzo brakuje konsekwencji w wyborze członków grupy, która w tym świetle wydaje się być bardzo sztucznym tworem. W związku z tym zupełnie chybiona musi być próba analizy np.: rynku polskich akcji, względnej siły rosyjskiego rubla, zdolności wytwórczych przemysłu egipskiego czy zależności dochodu narodowego Tajwanu od globalnych cen surowców poprzez upraszczającą sprawę do poziomu absurdu, grupową analizę ekonomiczną państw powiązanych w ramach indeksu MSCI. Będzie to jak próba szczegółowego zbadania konkretnego zjawiska fizycznego na drodze obserwacji przez soczewkę rozpraszającą.
Na szczęście istnieją inne, elastyczne i lepiej dopasowane do rzeczywistości struktury. Na przeciw problemom spróbował wyjść np. wspominany Goldman Sachs, który ukuł w 2001 r. pojęcie BRIC. Przy czym zupełnie bezpodstawna jest modyfikacja akronimu do postaci BRICS (+ South Africa) (patrz: tabela). Lepiej już wygląda BRICM (+ Mexico), który nie przyjął się tylko dlatego, że nie wygląda już tak zgrabnie (BRIC - fonetycznie brzmi jak "brick" - cegła, BRICS - cegły). Inne interesujące zestawienia to: EAGLES (+ EAGLES Nest), CIVETS czy Next11. Najciekawiej w tym towarzystwie wyglądają "ORŁY" + "ORLE Gniazdo" zbierające głównie dość mocno ze sobą związane państwa Azji (Polska, jako jedyny czysto europejski przedstawiciel zaliczana jest do "Gniazda" i tym samym pretenduje do "ORŁÓW"). Niemniej również to rozwiązanie nadmiernie upraszcza sytuację i każdy, kto na drodze analizy wyników grupy utożsami je z wynikami konkretnego reprezentanta popełni poważny błąd.
Być może pora więc oderwać się od przestarzałych, stygmatyzujących i niemiarodajnych definicji upraszczających na siłę światopogląd. Ile razy słyszeliśmy, że dla inwestorów globalnych Polska to "rynek wschodzący" i jej indywidualna pozycja na tle reszty grupy jest nieistotna. Tylko ile nasz kraj ma naprawdę wspólnego z Rosją, Chinami, Meksykiem, Filipinami, Tajwanem czy Egiptem... Zamykanie lwa, tygrysa, żbika i kota domowego w jednej klatce to bardzo niemądry pomysł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)