czwartek, 15 września 2016

ABC – DE

Zachowanie rynku jest ostatnio wyjątkowo schizofreniczne. I to na każdym niemal interwale. Ale być może takie powinno być w środowisku ścierających się sprzecznych sił w strefie tego, co nadal uparcie utrzymuję, jest historycznym dołkiem wyceny polskich akcji. W tym momencie na W20 brakuje przewodniego trendu. Rodzi się on w bólach. W związku z tym przed rynkiem jeszcze wiele miesięcy rozczarowującego bezkrólewia i irytującej anarchii. Trudne czasy jeszcze nie odeszły.
 
* * * * *

Ale nie o tym tu chciałem pisać. Ostatnia niewielka korekta, która zagościła na wykresie indeksu W20 przybrała bardzo frapujący kształt. Początkowy płytki i szybki zygzak '(a)(b)(c)' z poziomu 1.770 pkt. wydawał się zupełnie wystarczający. Tym bardziej, że po nim nastąpił mocny odwrót i błyskawiczne przełamanie poprzedniego minimum. Całość zakończyła się nawet TUK, który zwiódł mnie w pewności, że ruch wtórny, równy mniej więcej połowie wstępnego (tego od szczytu), to już '(C?)'. I po raz kolejny odwrót,  nastąpił z włączonymi dopalaczami! A więc wracamy do wzrostów! Koniec i pozamiatane, tak? 

Nie.


Impet tego ruchu był tak silny, że nie miał większych trudności ze sforsowaniem poprzedniego szczytu 'a' na poziomie 1.804 pkt. I właśnie kiedy indeks zaczął się rozpędzać a w powietrzu dało wyczuć więcej optymizmu... pojawiły się schody. Tam gdzie spodziewałem się przyspieszenia w wydłużonym impulsie nastąpiło nagłe 19 pkt-owe tąpnięcie. Próżnia. Żółte światło jupitera święcące prosto w oczy! Optymizm wyzwolony rozpylonym z premedytacją gazem rozweselającym. To wystarczyło, bym dzień wcześniej zakupione calle sprzedał natychmiast po cenie zakupu ze stratą prowizji. Niestety wiedziony impulsem nie poszedłem dalej odwracając pozycję i zamieniając calle na puty, ale trudno z minuty na minutę (w tym przypadku dosłownie!) zmienić swoje nastawienie do rynku o 180°. Zamiast tego postanowiłem tymczasowo posądować sytuację...
..
.
ta pieprzona psychologia!

Spadek który nastąpił to była prawdziwa panika. Prawdziwa choć (prawdopodobnie) chwilowa. Jakby ktoś zaczął strzelać w tłumie, ale po chwili okazał się, że to tylko fajerwerki. Panika zmaterializowała się, gdy tylko rynek zrozumiał, że ostatnie odbicie nie ma szans rozwinąć się do postaci pięciu fal i poprzestanie na zaledwie trzech. A co oznaczają trzy fale, każdy nawet mało obyty z TFE wie. Stąd efekt.

Z początku w całej tej formacji doszukiwałem się trójkąta. Biegnącego. Prawdopodobnie rosnącego. Ewentualnie rozszerzającego się. Byłem w błędzie. Jeden z moich czytelników miał tym razem rację. Ukształtowała się prostsza formacja korekcyjna, którą do dzisiaj nazywałem roboczo "półpłaską".
 

Tę intrygującą formację zidentyfikowałem i opisałem niemal rok temu, ale dopiero teraz mogłem obserwować jej powstawanie "live" i w pełnej okazałości na  przystępnym wizualnie, godzinowym interwale. Zaskoczyła mnie ona, bo dotąd nie brałem pod uwagę realnie możliwości jej materializacji. Za bardzo komplikuje sytuację. Teraz już będę. Będę musiał. Trudno.

Rynek wciąż aktywnie poszukuje nowych form wyrazu. Wszystko płynie, nic nie stoi w miejscu i również Teoria Fal Ralpha Nelsona Elliotta ewoluuje. Jak widać odkrył nowy sposób na manifestację swych nastrojów i być może będzie się w przyszłości odwoływał do niego częściej. Na razie nie sposób przewidzieć.

Korekta 3-3-3 to najbardziej unikalny, lecz prawdziwy typ konstrukcji nanoszącej poprawkę na ruch motywu. W związku z tym zasada 51. KODEKSU wymaga korekty i powinna brzmieć:

"Pośród wszystkich podstawowych rodzajów ruchów korygujących ~55% stanowią struktury z rodziny zygzaków, ~30% z rodziny płaskich i tylko ~10% z rodziny trójkątów i ~5% z rodziny półtrójkątów".

I tu ostatnia rzecz. Roboczo ochrzciłem taki typ korekty mianem "półpłaskiej". Taka nazwa jest jednak mało plastyczna. Bardziej przypomina ona swoim kształtem skrócony do 3/5 długości trójkąt. Jest wyrazem załamanej konsolidacji, ułomnym trójkątem, który nie rozwinął się do pełnej postaci. Dlatego też nie ma sensu odbierać jej nicka, który sama sobie wypracowała:

.:PÓŁTRÓJKĄT:.

czwartek, 1 września 2016

Czego w kwietniu nie posiejesz, to we wrześniu zbierzesz

Nie przepadam za analogiami. Wszyscy już chyba o tym wiedzą ;). Uważam, że każde pozorne deja vu jest nową szansą na ustanowienie precedensu. Niemniej ta prezentowana jest na tyle ciekawa i akurat na czasie, (a gdyby nie pewien "kwiatek" z '10 byłaby i całkiem sugestywna), że postanowiłem ją opublikować. Sporządziłem ją właściwie w sposób zupełnie niezamierzony. Zamierzałem zbadać sezonowość na indeksie WIG20, ale wygląda na to, że w internecie da się ze strzępków badań wykonanych w różnym okresie i przez różnych autorów (they all come and go) poskładać do kupy ogólny obraz sezonowości, więc zacząłem i zakończyłem na zapoznaniu się z danymi. I tu pewne zaskoczenie.


Do dzisiaj byłem przekonany, że statystycznie największego kopa indeks dostaje zimą z tłustej nogi Św. Mikołaja a najłatwiej wpada w depresję w ponurym październiku. Okazało się, że byłem w błędzie.

Wyjaśnienie i reszta mojego małego dochodzenia, zrodzonego z przypadkowej, być może trochę wydumanej a możliwe nawet że mało istotnej obserwacji, na obrazku.