czwartek, 23 czerwca 2016

Mądrość ludu

Za niecałe pół h głosowanie w sprawie przyszłości Wlk. Brytanii (Anglii?) w ramach struktur UE dobiegnie końca i pojawią się pierwsze wyniki Exit Polls. Tymczasem 5 i pół h temu najbardziej wiarygodny wynik sondażowy podał indeks W20.


Wg niego nie ma szans na "Brexit". Inwestorzy, spekulanci, traderzy, insiderzy, banksterzy, emeryci, ciułacze, ryzykanci, hazardziści, naiwniacy, animatorzy, boty, mafia, rekiny, płotki, leszcze i greenhorny* - całe środowisko skupione wokół polskiego rynku finansowego wyraziło swe oczekiwania jednoznaczne. Indeks nie musiał wcale forsować szczytu xx a jednak zrobił to na fixingu. W świetle fal tym samym padł formalny sygnał końca fali B. Czy więc fale Elliotta potrafią przewidzieć przyszłość na równi z centuriami Michela de Nostredame, Precogsami Dicka i psychohistorią Asimova?

A może są lepsze... w końcu reszta to tylko interpretacyjne sztuczki i sci-fi ;).

* - bez urazy, też kiedyś nim byłem

sobota, 18 czerwca 2016

Pod ciężkim butem złotówki

Nie chcę być źle zrozumiany. Uważam, że spadki na polskiej giełdzie się wyczerpały. 21. stycznia 2016 - tego dnia wtyczka grawitacji została wyciągnięta a WIG20 zaczął magazynować zapasy redbulla na przyszłość by wyhodować sobie naprawdę duże skrzydła. Fale Elliotta nie dopuszczają innej możliwości. Ja nie dopuszczam innej możliwości. Kropka. Rynek może co najwyżej poodbijać się trochę od podłogi a historia oceni kiedyś ten okres jako wielką akumulację.

Jeśli stanie się inaczej uznam, że z falami jest coś nie tak, Ralph pobłażliwie uśmiecha się gdzieś tam w górze, a ja zmarnowawszy parę lat życia na hochsztaplerskie sztuczki, zamknę bloga i zacznę sobie szukać jakiegoś uczciwego zajęcia :).

* * * * *

W skrócie: złotówka nie wygląda ciekawie. "Krytyczne wsparcie", które kiedyś rysowałem się wybroniło, poziom minimalny dla USD wciąż dość odległy a ostatnie wydarzenia wskazują, że dolar znalazł swoją rampę na autostradę w kierunku północnym i dodaje gazu. Cel ostateczny, teraz już doprecyzowany głębokością korekty płaskiej pędzącej w fali 4. (zakończonej o ile nie rozwinie się w konstrukcję złożoną, np. płaska + trójkąt) oraz pierwszą podfalą fali 5., wyznaczam na 4,40 - 4,55 zł.


Taki rozwój wydarzeń powinien sprowadzić WIG20 niżej. Jednak w świetle konfiguracji fal od 2009, 2011, 2015 r. oraz jej osobowości od kwietnia, nie widzę możliwości spadku poniżej 1,65k. Finał umocnienia dolara powinien być jak 12. runda bokserskiego pojedynku wagi ciężkiej, w której obaj pięściarze są już skrajnie zmęczeni i choć jeden jeszcze napiera resztką sił, to drugi tylko trzyma gardę i robi uniki bo dobrze wie, że zwyciężył. Publiczność stoi i wiwatuje. Werdykt już został wydany.


Dlatego kierując się nie walutami, a tym co dla mnie istotniejsze, czyli konfiguracją i osobowością fal, nastrojami SII oraz analogią do BUX'a uważam, że krótkoterminowo W20 również niżej już nie zejdzie, gdyż w mijającym tygodniu właśnie odzyskał grunt pod nogami lub też odzyska go w najbliższym i odbije się z powrotem na 2-2,1k. Tak było za każdym razem gdy nastroje rynkowe pikowały równie dramatycznie co w czwartkowym odczycie. Niejeden też raz około "wiedźmowa" sesja (+/- 5 dni) okazywała się w przeszłości przełomowa. 

To ostatnie to akurat tylko pobożne życzenie, ale i takie się od czasu do czasu spełniają... przy okazji dokładam jeszcze jedno - Polska w ćwierćfinale ogrywa Hiszpanię :).

środa, 1 czerwca 2016

Wschodzące "wschodzące"

Czy wiara w rynki "wschodzące" - czy też jak je wolę określać "opóźnione w rozwoju" - w świecie finansów tak bezpardonowo obchodzącym się dziś z tym, co spoczywa pod ziemią i tym, co z niej wyrasta - surowcami i uprawami - całym bogactwem tych gospodarczych maruderów, których lokalne waluty są warte w wielkim świecie tyle co cena papieru i mieszanki Cu, Ni i Zn, z których są zrobione, nie jest aktem wiodącym na manowce? W myśl wielokrotnie powtarzającej się w Biblii przestrogi: "Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma"*.

Choć Słońce nad EM mogło dopiero co wzejść i w nikłych promykach porannego światła, ledwo rozpraszającego wciąż gęsty mrok, nie za wiele jeszcze widać, jestem gotowy zaryzykować stwierdzenie, że nie: tak nie jest.

Nie będę się jednak na ten temat rozpisywał. Nikt nie lubi czytać długich tekstów w internecie. Oddaję więc głos obrazowi - niech osobiście ujawni swoje sekrety i mnie w to już nie miesza.


* * * * *

Frapujące tylko, jak trudno odnaleźć racjonalne wytłumaczenie tego co się dzieje na GPW w zestawieniu z wydarzeniami w otoczeniu, ku którym wszyscy zerkamy z  nieukrywaną zazdrością. I pasjonujące, jak mimo to wszyscy uparcie tych przyczyn poszukują - mamią się pozornymi rozwiązaniami nie potrafiąc pogodzić się z faktem, że czasem, w obliczu rzeczywistości, rozum pozostaje bezradny. Bo przecież hossa to "wspinaczka po ścianie strachu i niepewności". Dzisiaj strachu i niepewności o jutro po uszy a hossy brak. Dezinflacyjna faza ożywienia w apogeum - hossy brak. Stopy procentowe i premie z bankowych lokat szorują po dnie - hossy brak. Świat bawi się w tanie zakupy w galeriach finansowych pełnych promocji - w Polsce akcja cięcia cen taka, że niedługo Ewelina Lisowska zacznie o tym śpiewać, ale klientów brak.

Prędzej czy później każde "racjonalne" wyjaśnienie rynkowych wydarzeń okazuje się błędne, co zresztą analityków rynków finansowych czyni iluzjonistami, których starania nie więcej warte od "magii" zuluskich szamanów. Odróżnia ich od siebie tylko to, że tym ostatnim czasem coś się udaje ;). Ostatecznie zawsze można wszystko wyjaśnić jakąś aberracją, paradoksem. Spójność i elegancja zostały uratowane. Titanic nadal płynie. Jak mawiał Henry Louis Mencken - "Dla każdego problemu istnieje rozwiązanie proste, jasne i nieprawdziwe".

Jedyne co się liczy to psychologia tłumu. A tej, podobnie zresztą jak ekonomii, nie da się ująć w karby praw, co czyni z obu hobby odzierając równocześnie z miana nauki. Pozostają więc wzorce, analogie i reguły, które tak lubią zawodzić. Oraz inteligencja, doświadczenie i harówka, która potrafi być tak niewdzięczna. Ale z połączenia tych wszystkich składników wyłania się Teoria Fal Elliotta. Jedyna teoria, która potrafi się odnaleźć w chaosie i niczym Herkules 2.0 może pomóc uprzątnąć cały ten bajzel.

Niemniej... powyższa ilustracja wygląda łudząco podobnie do portretu polskiego klubu "parszywej dwudziestki", prawda? Nawet drugorzędna fala, do której wszystko powróciło w styczniu tego roku się zgadza. I to mimo, że nasza waga jest tu iście piórkowa, bo znaczy zaledwie 14 promili w tym archaicznym, zdominowanym w 700 promilach przez Azjatów ("Emerging Asia"!) tworze "made in" '80s World Bank. Trudno w to uwierzyć, a jednak MSCI EM i WIG20 pomimo tak nielicznych wspólnych genów są do siebie podobni, niczym rozdzieleni przy narodzinach 1-jajowi bliźniacy.

Czy więc w świetle tego, co powiedziałem chwilę wcześniej, to wszystko to tylko kolejna próba beznadziejnego racjonalizowania na siłę? A może jednak tym razem metaforyczny język wykresów próbuje przekazać nam coś więcej.............

* * * * *

* Mt 25, 29; Mt 13, 12; Łk 8, 18; Łk 19, 26

czwartek, 12 maja 2016

Proszę, Węgry przodem

Nic o tym zupełnie nie wiedząc Viktor Orban i jego konserwatywny FIDESZ wygrywając w kwietniu 2010 r. wybory sprawił, że Węgry stały się poligonem doświadczalnym dla Polski. Sięgając po władzę absolutną pół dekady przed Jarosławem Kaczyńskim i PIS ustanowił precedensowy schemat postępowania dla tych partii i jej liderów, którzy klarowny interes państwa stawiają wysoko ponad niedoprecyzowanym interesem "wspólnoty".

Kiedy w latach 2007 - 2009 przez światowe rynki przetacza się płaczliwy jęk zawodu spadających cen zarówno Budapeszt jak i Warszawa tańczą w jednakowym rytmie marsza pogrzebowego. Za wyjątkiem melodii, w latach 2009 - 2010 nic się nie zmienia. Ta tylko porzuca przygnębiającą tonację molową i nabiera zdecydowanego wigoru. Jednak w tym samym roku coś się w końcu wydarza. Dotychczas świetnie ze sobą zgrani partnerzy nagle zaczynają sobie deptać po palcach. Tracą wyczucie rytmu i każde zaczyna ciągnąć w swoją stronę.

Pod koniec kwietnia 2010 r. na Węgrzech zmienia się władza. Socjaliści tracą mandat do rządzenia na rzecz prawicowych konserwatystów. Co jednak szokuje rynki to nie fakt oczekiwanej zmiany sternika, lecz niespotykana w świecie żywych demokracji skala poparcia dla nowego rządu, który w wyborach uzyskuje ponad 50%-ową społeczną legitymizację. Wraz z nią węgierskie rynki zaczynają tonąć w powodzi niepewności.

Zaledwie rok później rząd przechodzi chrzest bojowy. Na przełomie 2011 i 2012 r. w krótkim, zakontraktowanym na 4-rundy pojedynku ugina się pod naporem ciosów otrzymanych ze strony agencji ratingowych. Przegrawszy rundy listopadową, grudniową i styczniową mocno chwieje się na nadwątlonych finansowo nogach. Ale nie daje się powalić na deski. Wygrywa decydujące starcie i całą walkę przez TKO. Węgierski indeks potrzebuje dwóch tygodni by powrócić do poziomów poprzedzających nierówne starcie.

Po 6 latach indeks naddunajskiej giełdy odzyskuje ziemie utracone w 2010 r., zostawiając w tyle niejeden "posłuszny" rynek. To 6 lat, w czasie których rząd od początku walczy z gnębiącą rynek finansowy niepewnością. Bezkompromisowo (ma większość absolutną i pełną legitymację społeczną) przeprowadza reformy, które giełdzie się nie podobają, ale też wcale nie muszą. Następnie reguluje prawo ze stopnia najwyższej ustawy włącznie i z rozmachem rozprawia z trapiącymi Węgrów kredytowymi problemami. To 6 lat, które w końcu przynoszą spektakularne efekty umacniając wewnętrznie państwo do poziomu niereprezentowanego przez któregokolwiek spośród świeżych członków Unii Europejskiej XXI w.
 

PIS podążą przetartym i dobrze rozpoznanym szlakiem. Podobnie inwestorzy, którzy na węgierskie deja-vu odpowiadają wypracowanymi wzorcami zachowań. Gdyby w świecie finansów władzę absolutną sprawowała polityka, należałoby się spodziewać mniej-więcej 5-letniego poślizgu pomiędzy wykresami giełd krajów, których losy historia od czasu do czasu tak lubi ze sobą wiązać.

Tak jednak nie jest. Również okoliczności są tym razem nieco inne. Przypadek FIDESZ był pionierski w związku z czym towarzyszyła mu wyjątkowa doza niepewności o działania, których się w rzeczywistości podejmie. Skutkowało to pierwszą, płytką, zwiadowczą konstrukcją korygującą 2010 - 2011. PIS jest naśladowcą. Rynek już z grubsza wie czego powinien się spodziewać. I dlatego od razu po porażce murowanego faworyta establishmentu przeszedł do wyprzedzającego "dostosowania". Odmienne jest też środowisko operacyjne. Wtedy np. feedback ze strony agencji ratingowych nastąpił z większym opóźnieniem, ale za to był bardziej skoncentrowany (choć jak widać i tak nie wywarł na Budapeszcie większego wrażenia i to pomimo degradacji z inwestycyjnej ekstraklasy do spekulacyjnej drugiej ligi). W stosunku do Polski finansowe wyrocznie od trzech literek nie ociągają się już tak długo z cięciami, za to ich decyzje są bardziej rozłożone w czasie. No i oczywiście bohater akcji dysponuje tym razem inną giwerą. FIDESZ z >50%-owym poparciem miał nieograniczony dostęp do arsenału. PIS do użycia broni masowego rażenia kodów od społeczeństwa nie otrzymał, więc i konstytucji nie zmieni.

Przesunięcie sprowadza się więc do pojedynczej formacji korekcyjnej. Tam gdzie BUX wykonał 3 zygzaki (ostatni załamany) WIG20 wyrysował 2. Tam gdzie Węgrzy rysują X Polacy jeszcze kończą I, Y odpowiada W, załamane Z zaś naszemu niedawnemu Y. Zresztą to załamanie w finałowym zygzaku, który na początku ur. zawrócił znad wyznaczonego w 2011 r. ekstremum i z impetem, w atmosferze sceptycyzmu, zwątpienia a później zaskoczenia uderzył w tarabany na znak rozpoczęcia szturmu na pozycje opuszczone 5 lat wcześniej, można utożsamić alternatywnie właśnie z ograniczeniem formacji na W20 do rozbudowanego, podwójnego zygzaka z majestatycznym trójkątem pośrodku.

Deptanie po węgierskich śladach sprowadza się w sumie do 3 analogii: 12-, 11- i 8-miesięcznej. Nie dam głowy, że są one poprawne, i tym bardziej, że nie istnieją inne, jednak właśnie te 3 najbardziej rzucają się w oczy i dają nadzieję na najskuteczniejszą próbę przewidzenia przyszłości.

Podstawowe - 12-miesięczne przesunięcie - dotyczy końca kluczowych fal. Chodzi oczywiście o fale najwyższego w tym trendzie stopnia: I i II. Pozostałych dwóch nie da się przypisać do konkretnych par punktów zwrotnych. Zamiast tego zmiennie określają występowanie drugorzędnych ekstremów. Zmienność ta skłania do wyciągnięcia wniosku, że pierwsza poważniejsza korekta wzrostowego trendu na indeksie WIG20 powinna być symetrycznie (do krótszego w porównaniu z BUX impulsu inicjującego hossę) również krótsza. Przesunięcie pomiędzy indeksami na aktualnym etapie trwałoby więc 8 miesięcy. Przy takiej projekcji powrót do hossy nastąpiłby najpóźniej na samym początku czerwca. Przy czym decyzja Moody's o częściowym opróżnieniu "koryta" z łatwych pieniędzy mogłaby się okazać w bliskiej przyszłości katalizatorem takiego właśnie obrotu spraw. Ostatni (15. lipca) Fitch jedynie ugruntowałby lub tylko chwilowo zachwiał hossą.

Czy narodowościowa polityka i tym razem okaże się skutecznym lekiem na giełdowy letarg i przywróci inwestorom długoterminową wiarę również w nadwiślański rynek finansowy? Na to pytanie odpowie nam sama zainteresowana  swym eleganckim, metaforycznym językiem wykresów.

środa, 4 maja 2016

Wycofanie do obozu trzeciego

Atak na szczyt się nie powiódł. Grupa uderzeniowa dotarła w jego okolice i miała go już w zasięgu wzrok. Niestety komunikaty, które nadeszły ze strony kierownika ekspedycji zawróciły grupę do obozu czwartego i szturm, choć był już bliski celu, załamał się. Co więcej dziś pogoda zaczęła się psuć do tego stopnia, że cała wyprawa rozpoczęła ostrożną rejteradę w kierunku obozu trzeciego.


Na razie nie sposób przewidzieć co dalej czeka ekspedycję, jako że prognozy są sprzeczne a sama pogoda, jak to często bywa w okolicy szczytu, zmienia się jak w kalejdoskopie. Zakładając jednak najgorszy możliwy scenariusz, wyprawę może czekać całkowita niemal kapitulacja i zejście aż do obozu pierwszego. Dokonałaby tego ostrożnie zygzakując po zdradliwej grani zbocza. Możliwe, że dopiero stąd rozpocząłby się atak na poziom 2k.

W dalszej perspektywie nie da się wykluczyć nawet powrotu do bazy zerowej na poziomie 1,65k. W takim wypadku tutaj nastąpiłoby generalne przegrupowanie i tym razem grupa szturmowa uzbrojona w zdobyte doświadczenie i z nowymi zapasami sił, mogłaby częściowo rozpoznanymi już drogami rozpocząć zmasowany atak na rozległy, sięgający nieba łańcuch górski.


Wpierw jednak niezbędna może okazać się wymiana kluczowych członków grupy uderzeniowej, gdyż dwóch liderów pokazało, że nie potrafi ze sobą współpracować. Jeden z nich mocno ciągnął i motywował resztę uczestników wyprawy, podczas gdy drugi wykazywał się wyjątkową niesfornością i siał ferment i zwątpienie pośród reszty 20 osobowej wyprawy. Dopóki główny lider nie uwierzy w jej sukces, dopóty trudno będzie pokładać w niej większe nadzieje.

środa, 27 kwietnia 2016

CD Projekt. Zasłużona euforia

Pamiętam jak pewnego wietrznego jesiennego wieczora 1995r. kupiliśmy nasz pierwszy komputer osobisty. Był to zwykły składak wyposażony w mocarną jak na tamte czasy centralną jednostkę obliczeniową z pionierskiej serii Pentium taktowaną częstotliwością 75 mHz. Wspomagana była  kością pamięci RAM o pojemności 8 MB (a może to było 2 x 4 MB?) i kartą graficzną S3Trio z 2MB na pokładzie. Do tego karta dźwiękowa Gravis UltraSound (tani zamiennik dla SoundBlastera:) i pojemny dysk twardy 850 MB. Niewiele więcej od płyty CD, jednak w tamtych czasach przeciętna gra komputerowa mieściła się na kilku dyskietkach 3,5 cala o pojemności 1,44 MB a o oglądaniu filmów czy słuchaniu muzyki nikt nawet nie marzył. Komputer nie był też wyposażony w modem. Internet był równie obecny w świadomości każdego z nas co pomysł organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej na terenie Polski. Był abstrakcyjnym pojęciem, na równi ze smartfonem, empetrójkami i emotkami.

Zakup PeCeta w latach '90 był małym krokiem dla ludzkości, ale za to wielkim skokiem dla rodziny, która dotąd miała do czynienia jedynie z Commodore C64 i jego frustrującym (grrrrr!) magnetofonem.

Ponieważ komputer miał służyć głównie do grania, kupowaliśmy w kiosku na przeciwko gazety, które zajmowały się recenzją gier i pomagały dokonać wyboru. A że dla dzieciaka z podstawówki wydanie kilkunastu złotych kieszonkowego na grę było sporym wydatkiem więc trzeba było inwestować w najlepsze gazety. W końcu nagranie jednej dyskietki było wydatkiem 2 zł a Doom wchodził bodaj na 4, Quake na 10 a Mortal Kombat 3 na 14 dyskietek! Gry można było nagrać niemal w każdym sklepie komputerowym. W tamtych czasach nikt się nie przejmował prawami autorskimi. Piractwo kwitło w najlepsze a na takiej pokątnej dystrybucji w biały dzień wyrosła niejedna fortuna :).

Ale wracając do tematu gazet komputerowych - najlepszym w tamtych czasach magazynem był bezapelacyjnie Secret Service (no okej, tak całkiem "bezapelacyjnie" to nie było;). Niemniej to właśnie tu zobaczyłem po raz pierwszy dość skromnie prezentujące się logo CD Projekt, który na łamach czasopisma umieszczał swoje reklamy. Z początku małe czarno-białe notki informujące o istnieniu firmy prędko przeszły w sporej wielkości reklamy-cenniki a w końcu w kolorowe reklamy na całą stronę lub dwie. Ówcześnie był to niewielki, ale błyskawicznie rozwijający się dystrybutor gier komputerowych, którego głównym konkurentem w walce o rynek był IPS Computer Group. Były to czasy gdy polski rynek gier komputerowych praktycznie nie istniał. Praktycznie, bowiem teoretycznie podejmował próby wykrojenia kawałka tortu z tej niewielkiej niszy rozrywkowej, która z kretesem przegrywała walkę o klienta z kasetami VHS z wypożyczalni wideo. Takie tytuły jak "Kajko i Kokosz", "Teenagent", "Franko" czy "Polanie" stworzyły co prawda podwaliny pod przemysł gier video w Polsce i zapisały się w annałach historii, ale był to zarazem ich jedyny sukces.

Ewolucja marketingowa przyspieszona wzrostem reklamowego budżetu

Dzisiaj CD Projekt to polska duma narodowa, prestiżowy trendsetter cyfrowego świata show businessu, którego autorskie produkcje podbijają rynki całego świata i serca graczy w każdym jego zakątku. Tak spektakularny sukces nie jest jednak efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności a wielu lat ciężkiej pracy założycieli firmy, konsekwentnej realizacji ambitnej wizji, idealnego wyczucia kierunków rozwoju rynku i wyjścia na przeciw konsumenckim potrzebom. Trochę też przydały się rodzinne znajomości i zastrzyk darmowych pieniędzy, gdy firma była jeszcze w powijakach.

Marcin Iwiński i Michał Kiciński - twórcy sukcesu CD Projekt, koledzy z licealnej ławki;
tu na targach komputerowych w wieku 23 lat (1997)

Kurs spółki od dna osiągniętego na przełomie 2008 / 2009 r. do dzisiaj zyskał ok. 4.000%, a więc urósł  40-krotnie. To bardzo dużo, jednak jak na upadłego giganta, który niczym Fenix odrodził się z popiołów w 2010r. nie jest to wcale wynik szokujący. To po prostu efekt rosnącego zaufania do zarządzających firmą i rezultat regularnych, lukratywnych cash flowów.

Czy jednak wraz ze zbliżającym się finałem cyfrowej sagi o "Wiedźminie" na spółkę nie spłynie fala niepokoju o jej przyszłość? Jak jeszcze wysoko Fenix się wespnie, nim w końcu rzedniejące, wprowadzające oddychających nim w stan euforii powietrze każe mu obniżyć lot? MirażeFortuny uważają, że już niewiele.

Depresja związana z upadłością Optimusa znalazła swój finał w sądzie w 2010r. kiedy to doszło do połączenia ze spółką CD Projekt, która zresztą w tamtym czasie borykała się z własnymi problemami finansowymi. Na giełdzie przełożyło się to na wyznaczenie historycznego dna nieco ponad rok przed transakcją. Od tego czasu kurs wyrysował 5 fal, z których ostatnia jest u kresu rozwoju.

Wraz z końcem "Wiedźmina" zakończy się trend (?)

Wstępne odbicie było krótkie, zagmatwane i zakończyło się płytką korektą. Po nim nastąpiła znacznie agresywniejsza kontynuacja związana z oczekiwaniem wielkiego komercyjnego sukcesu sequela przygód Geralta z Rivii. Tak się też stało. Korekta w fali czwartej była proporcjonalnie destruktywna do "poprawianego" entuzjazmu impulsu i jednocześnie, zgodnie z regułą zmienności, znacznie gwałtowniejsza od fali drugiej. Od jej zakończenia rynek wszedł w wydłużoną falę piątą - etap odcinania kuponów od starzejącej się serii. Ruch ten trwa już dłużej niż wszystkie poprzednie w tym trendzie razem wzięte. Wydłużenia takie należą do rzadkości, jednak nie stoją w sprzeczności z teorią fal.

Za powyższą interpretacją struktury wykresu spółki przemawia kumulacja tygodniowego RSI oraz wolumenu na przestrzeni 2010 i 11 r. Od tego czasu mamy już tylko do czynienia z narastającą dywergencją pomiędzy kursem a wykupieniem rynku oraz gasnącymi obrotami. Jeżeli cała koncepcja jest poprawna, a wiele wskazuje na to, że tak w istocie jest, to po dopełnieniu się formacji cena w przeciągu paru lat powróci w rejon podfali ii fali 5. w prostym zygzaku ABC.

Układ fal zwiastuje więc zakończenie trendu w niedługim już czasie. Nim to się jednak stanie MirażeFortuny oczekują, że kurs akcji CD Projekt wystrzeli jeszcze jeden raz w finałowym akcie zakupowej euforii. Oczywiście pod warunkiem, że ta się nie załamie pod naporem własnego hurraoptymizmu ;).

* * * * *

Disclaimer

Fale Elliotta to narzędzie, które przeznaczone jest do opisywania zbiorczych indeksów płynnych rynków finansowych. Nie zaleca się jego stosowania w przypadku analiz pojedynczych spółek giełdowych o ograniczonej płynności.

piątek, 22 kwietnia 2016

Obóz przed szturmem na 2k

Choć kapryśne nastroje zadomowiły się ostatnio na rynku na dobre, to MirażeFortuny są zdania, że dobiegają one końca i już wkrótce znajdą swój finał.

Faworyzowana korekta płaska biegnąca przegrała z wersją załamaną z góry (być może też z dołu). Ponieważ kontratak fali B zamanifestował sobą tymczasową słabość rynku nie przebijając szczytu wyznaczonego uprzednio przez impuls, więc oczekuję, że ostatni cios (C) ostatecznie jej dopełni  sprowadzając indeks W20 z powrotem w okolicę końca fali A.


W obserwowanej płaskiej najdłuższa jest fala A. Zgodnie z modelem jest ona złożonym zygzakiem. Fala B jest prosta i, co odbiega od modelu, krótsza od A. W tych okolicznościach C powinno być najkrótszym komponentem - niestandardowym impulsem. Ponieważ jednak nie wygląda on na wzorcowy prosty ruch, ani na TUK, więc zakładam, że jego odszczepieństwo zarysuje się poprzez wydłużenie i podfali, po której nastąpią proste i coraz krótsze: iii oraz v.

Finalizacji formacji oczekuję do końca kwietnia. Maj będzie miesiącem bez większych załamań pogodowych i tym samym dobrą okazją do szturmu na 2k.

piątek, 8 kwietnia 2016

Płaska, czyli kapryśna

Na początkowych etapach rozwoju impulsu statystycznie dominują ostre, głębokie korekty. Jest to naturalnym efektem bezwładności w procesie przejścia z fazy dominacji pewnych nastrojów w przeciwne. Ludzie są zmienni, ale zmiany dokonują się na drodze ewolucji, rzadko rewolucji. Dzieje się to zazwyczaj poprzez proces zbierania doświadczeń i wyciągania wniosków, rzadziej olśnienia. Akceptacja nowego punktu widzenia i przyzwyczajenie się do niego wymaga więc nie tylko intelektualnego wysiłku i zmiany wewnętrznych paradygmatów, ale i czasu.

I tak impuls do zmiany perspektywy postrzegania, myślenia, działania rodzi się w bólu. Także ten elliottowski.

Z czasem przeszkód w akceptacji "nowego" jest coraz mniej i aprobata dla niego przychodzi coraz łatwiej i naturalniej. Zarówno w pojedynczej głowie pioniera, która zdążyła uporać się z argumentami przeciwstawnymi, jak i w szerszej populacji, która przyłącza się i wspiera "nowe" idąc w ślad za trendsetterem. Tak było kiedyś z krzemiennymi narzędziami, uprawą roli i kołem. Tak było później z grecką demokracją, Rewolucją Francuską i atomem. I tak jest dzisiaj z odnawialnymi źródłami energii, internetem i tolerancją.

Na rynkach takie zachowanie materializuje się pod postacią odmienionego kształtu korekty. Wcześniejsze konserwatywne, brutalne zygzaki i ich kombinacje przechodzą w liberalne, łagodne korekty innego typu. Struktury te w elliottowskim żargonie zwane są "płaskimi".


Korekta płaska manifestuje nastroje inwestorów pod postacią relatywnie płytkiej, horyzontalnej, za to rozbudowanej w czasie formacji. Modelowa struktura jest wielką rzadkością na wykresach. Częściej objawia się pod postacią swojego bardziej ułomnego rodzeństwa: agresywnej, biegnącej i rozszerzonej (obustronnie). Ta pierwsza pojawia się, gdy jej wstępna podfala w zbyt łagodny sposób wystudza dominujące nastroje i potrzebne okazuje się pogłębienie korekty. Druga odwrotnie - wygładza w dodatkowym ruchu początkowo naniesioną na wykres poprawkę i to z pułapu przewyższającego ekstremum korygowanego impulsu ustanawiając ostatecznie łagodniejszy finał. Ostatnia charakterystyczna jest dla rynku targanego silnymi sprzecznymi emocjami, gdy żadna ze stron nie chce kompromisu i stara się przeciągnąć większość na swoją stronę.

W korekcie płaskiej fala "a" jest najczęściej szybkim złożonym zygzakiem, fala b prostym, rozbudowanym zygzakiem trwającym nierzadko tyle co "a" i "c" razem wzięte lub nawet dłużej, natomiast "c" to zwodniczy impuls bez wewnętrznych wydłużeń. Impuls ten przyprawia często elliottowców o ból głowy, jako że bywa regularnie błędnie interpretowany jako impuls odwrócenia trendu i w związku z tym winny jest wielu inwestycyjnych porażek i bolesnych kapitałowych strat. O tak, fala płaska potrafi być kapryśna a jej sztuczki potrafią drogo kosztować!

Zdaniem MirażyFortuny wielce prawdopodobne jest, że właśnie obecnie z poziomu 2.000 rynek rysuje taką kapryśną korektę. A że wstępny spadek od szczytu (a) łagodny z całą pewnością nie był, więc rynek daje podpowiedź, że całość przyjmie formę korekty kapryśnej biegnącej. Tym samym brutalna siła pierwszego niemal nokautującego ciosu powinna zostać skontrowana zdecydowaną odpowiedzią (b). Na drugi zaś cios (c) rynek będzie już oczekiwał z podniesioną wysoko gardą i finalne uderzenie większych zniszczeń wyrządzić mu już nie powinno.